Nazywam się Agnieszka Drożyńska, jestem magistrem historii i od ponad dwudziestu lat nauczycielką w Kotomierzu. Od pewnego czasu pracuję nad świetnym źródłem historycznym - książką wydaną w 1920 roku w języku niemieckim autorstwa ewangelickiego proboszcza parafii Sienno, Friedricha Justa, który opisał w niej historię miejscowości, szkół i parafii naszej najbliższej okolicy. Do współpracy nad tym źródłem zapraszam wiele osób, w tym także koło historyczne, które prowadzę od ponad 20 lat. Dla moich młodych pasjonatów historii przeznaczyłam do zbadania fragment książki Justa, który w dowolnym tłumaczeniu brzmi tak:
"Aby upamiętnić koniec wojny 1870/71, posadzono kilka drzew pokoju, w tym dąb pokoju w majątku wiejskim w Siennie, na nim tablicę z nazwiskami walczących na wojnie, dąb wojenny i lipę pokoju na skrzyżowaniu Nowych Mostków i Białego Jeziora, niedaleko leśniczówki w Stronnie – most i dąb pokoju na dziedzińcu obecnego gospodarstwa właściciela ziemskiego Kanta w Wudzynku."
Uznałam, że odnalezienie tych drzew to świetne zadanie dla mojego koła historycznego, które jest bardzo ciekawskie, ruchliwe i lubi wyzwania – i nie pomyliłam się. Podchwycili temat, a pod moim dyskretnym kierownictwem opracowali plan działań we właściwej kolejności – każdy, kto pracuje z młodzieżą wie, że pomysłów to im nie brakuje, ale ułożenie działań w odpowiedni sposób i zaplanowanie zarówno tych ciekawych, jak i tych koniecznych ruchów oraz ich właściwej kolejności - to zupełna magia. Gdyby mieli zbudować dom, zaczęliby od kupienia ładnych obrusów, a potem zauważyliby, że chyba trzeba wylać fundamenty. W każdym razie najpierw policzyliśmy wspólnie, ile lat miałyby teraz te drzewa (151 lat), sprawdziliśmy, czy dęby i lipy w ogóle mogłyby tyle czasu rosnąć (owszem, tak), potem poszukaliśmy, czy można obliczyć wiek drzewa bez ścinania go (jasne, że można) i zapisaliśmy odpowiedni wzór. Mieliśmy trzy miejsca do obejrzenia:
- Dąb pokoju w majątku wiejskim w Siennie – umówiliśmy się z właścicielami majątku na spotkanie, a że od szkoły w Kotomierzu dzielą ich tylko 2 kilometry, zaproponowałam uczniom pieszą wycieczkę w piękne wrześniowe popołudnie. Państwo Strońscy gościnnie nas przyjęli, oprowadzili po swoim pięknym parku, pokazując wiele cennych drzew, w tym kilka naprawdę starych dębów, które uczniowie po kolei skrupulatnie mierzyli. Sposród nich wytypowaliśmy to jedno drzewo, którego obwód wskazywał na odpowiedni wiek, a drugą przesłanką było jego umiejscowienie - jak nam opowiedział gospodarz, tuż obok był narożnik pałacu w Siennie, dzisiaj już nieistniejącego, jego weranda i zejście do ogrodu. Drzewo jest piękne, więc zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie pod nim. Pan Stroński pokazał nam też odkopane pracowicie resztki kaplicy grobowej w parku i kamienie nagrobne, które się zachowały, co wzbudziło szczere zainteresowanie uczniów i moje. Czas naglił, niestety, musieliśmy wracać. A skoro już szliśmy „aleją dębową prawem chronioną” z Sienna do Kotomierza, po drodze zmierzyliśmy kilka najgrubszych dębów (przy okazji wzbudzając zainteresowanie Zakładu Usług Komunalnych), żeby rozszerzyć nasze badania o dzieje tej alei, którą każdy zna, ale nikt tak naprawdę o niej nic nie wie. Było super fajnie.
- Dąb wojenny i lipę pokoju w pobliżu leśniczówki w Stronnie wyśledziła obecna mieszkanka tejże leśniczówki, Natalia, która w imieniu koła historycznego policzyła słoje na przekroju tegoż dębu – niestety, zwalonego przez wiatr kilka lat temu. Skąd wiedziała, że to właśnie ten dąb? Po pierwsze: rósł na drodze do Nowych Mostków i Białego Jeziora - w tym miejscu musimy jeszcze wyjaśnić, co to jest "Białe Jezioro". Nazwy tej użył Just nie tłumacząc, czy chodzi mu o jezioro, czy może o wioskę lub osadę leśną. Sprawdziliśmy na starych mapach leśnictwa Stronno, jeszcze sprzed utworzenia Zalewu Koronowskiego: było takie jezioro, które dziś stało się odnogą Zalewu, tą w Samociążku. Czyli mówiąc nazwami dzisiejszymi: poszukiwane przez nas drzewa powinny stać przy drodze z leśniczówki Stronno do leśnictwa Nowe Mostki i Samociążka. Zgadza się, to właściwa droga. Po drugie: stał w towarzystwie lipy, jedynej w okolicy, co dokładnie z Natalią sprawdziłam. po trzecie: według liczby słojów miał ponad 140 lat. A jeszcze będzie „po czwarte” – mama Natalii, pani leśniczyna, zauważyła, że gdy cięli przewrócony dąb na części, by udrożnić przejazd, w jednym miejscu wyraźnie było widać ślady po gwoździach, tzw. zaciągi garbnikowe, dzięki czemu możemy domyślać się, że kiedyś była na tym drzewie wbita tabliczka. I mamy bingo!
- Poszukiwaniami dębu pokoju posadzonego w Wudzynku na terenie gospodarstwa pana Kanta zajęliśmy się dopiero w listopadzie, gdy już minęły uroczystości z okazji Święta Niepodległości, które tradycyjnie przygotowuje i przeprowadza w naszej szkole właśnie koło historyczne. Gdzie 150 lat temu mieszkał Kant w Wudzynku? Kto to będzie jeszcze pamiętał? Filip i Angelika przepytali swoich najstarszych przodków, którzy mieszkali w okolicy, ja na wszelki wypadek porozmawiałam jeszcze z Jadzią - wudzynkowianką z dziada, pradziada - i pewnego mroźnego listopadowego popołudnia ruszyliśmy na poszukiwania tzw. kantówki. Dziesięcioro niestrudzonych tropicieli historii (i dwie przemarznięte opiekunki) przemierzyło około 4 km posiłkując się po drodze wskazówkami dziadków i babć (Filip), zwiadem lotniczym (Bartek wszedł na duży kamień, by spojrzeć na okolicę), czujkami (Leon ofiarnie pobiegł przodem, by sprawdzić dalszą drogę), gps-em (Amelia częściej patrzyła na ekran, niż na drogę) oraz własną logiką i orientacją w przestrzeni (Angelika i ja). W końcu trafiliśmy na gospodarstwo, ukryte w kępie starych drzew, w którym ilość budowli z czerwonej cegły w różnych stadiach rozpadu świadczyła wyraźnie o XIX - wiecznym pochodzeniu. Zachowały się nawet resztki bramy wjazdowej, co nas najbardziej poruszyło. Mieszkanka tego domu, która otworzyła nam drzwi, nie słyszała o żadnym Kancie, ale pozwoliła się rozejrzeć - i na podwórzu znaleźliśmy dąb, pierwszy od początku poszukiwań! Ponieważ nikt nie pomyślał o wzięciu miary, Leon i Ignacy objęli drzewo własnymi ramionami, co dało nam w sumie około 3,5 metra obwodu - zgadza się, ten dąb ma około 150 lat! Fotografią pod naszym drzewem upamiętniliśmy te poszukiwania i ruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Na szczęście oprócz mnie nikt się nie rozchorował.
Wspomniałam wcześniej, że po drodze do Sienna zmierzyliśmy kilkanaście dębów z alei prawem chronionej, żeby dowiedzieć się, ile mają lat. Leon, Bartek, Amelia i Sebastian pod moim czujnym okiem biegali po rowach od drzewa do drzewa i mierzyli (niszcząc tylko jedną miarę jakimś cudem!), zaś Angelika spisywała pomiary i przeliczała na wiek drzew. Zmierzyliśmy 16 dębów, najgrubszy miał 520 cm obwodu, co wskazuje na ponad 200 lat. Średni wiek drzew to około 140 - 160 lat, więc były posadzone w II połowie XIX wieku. Dziwne, że właśnie dęby. Obsadzanie dróg drzewami było w tamtych czasach normalną i logiczną praktyką - gdy zimą śnieg zasypał drogi i pola, tylko rząd drzew umożliwiał odróżnienie jednego od drugiego i znalezienie właściwej drogi. Ale najczęściej były to drzewa owocowe, do dziś przy drogach chylą się sędziwe grusze, śliwy i jabłonie. Dlaczego tutaj akurat dęby? Może to też miało być upamiętnienie tej wojny francusko - pruskiej, tylko dokumenty się nie zachowały, a Just zapomniał o tym napisać?
Potem prześledziliśmy jeszcze dzieje ochrony alei, skontaktowaliśmy się z Urzędem Gminy, skąd dostaliśmy wskazówki, gdzie szukać informacji. Okazało się, że najgrubszy i najstarszy dąb jest objęty ochroną prawną od 1970 roku, zaś pozostałe zyskiwały ją w latach 1985, 1991 i 1994 - może w miarę wzrostu, gdy osiągały wymagany obwód? Obejrzeliśmy dokładnie mapy gminy i okolic - tak duże nagromadzenie pomników przyrody jest tylko u nas, nigdzie indziej. Uczniowie zaproponowali, żeby postawić jakąś tablicę informacyjną na ten temat - w końcu jest to jakiś powód do dumy, że Kotomierz wyróżnia się nie tylko uciążliwym przejazdem kolejowym - na przykład przed szkołą, na początku alei dębowej. Pomysł w sumie dobry, do przemyślenia dla ewentualnych sponsorów.
Dziękuję za cierpliwość w czytaniu tej przydługiej relacji. Kłaniam się nisko.
Agnieszka Drożyńska